29.11.2012

Dobre wieści z Torunia

Najnowsza dobra wiadomość jest taka, że przesyłka doszła :)

A było tak:

Zawsze, czyli rok temu, trzy lata temu i jeszcze wcześniej (bo dwa lat temu Jarecka spędziła wakacje w szpitalu), w drodze na wakacje nad morze Jareccy zahaczali o Toruń.
Jest to ze wszech miar pożyteczny przystanek, bo nie dość, że przekrawa przydługą podróż na pół, czyniąc ją znośną, nie dość, że zawartość samochodu może rozprostować kości, zjeść, wypić i odetchnąć od audiobooków, to jeszcze -jeszcze! Jarecka może spotkać się ze swoją Najlepszą Przyjaciółką. Najlepszych i Mniejlepszych Przyjaciółek ma Jarecka ho ho i trochę, ale ta jest Najlepsza z Najlepszych, ma męża Łysego Na Głowie i syna. I właśnie ten syn, w te wakacje, wziął i się rozchorował, i trafił do szpitala, i Jareccy nie mieli po co zatrzymywać się w Toruniu.
Wówczas się Jareckim przypomniało, że ktoś ich kiedyś jeszcze w tym Toruniu zapraszał, więc się przypomnieli, wprosili i lekko spóźnieni stawili w umówionym miejscu (spóźnili się, bo toruńskie skrzyżowania to istne labirynty Minotaura, węzeł gordyjski to przy nich kokarda na kociej szyi. Jarecka przenigdy nie wsiadłaby w Toruniu za kółko, o nie!).

Jareccy bardzo się wzruszają na wspomnienie tamtego spotkania.
U celu czekał na nich nakryty po królewsku stół pełen wszelkich śniadaniowych pyszności i piękna rodzinka już nieco przygłodzona w oczekiwaniu na spóźnialskich. Jareckiej do dziś śni się taki wielki błękitny obrus i takie drożdżówki...
A ponieważ dobrym i miłym ludziom przydarzają się dobre i miłe rzeczy, gospodarzom tamtego spotkania urodziła się córka :) Delicja!
Gdy się Jarecka dowiedziała, ze to już (bo brzuszek widziała już w wakacje, przecież!), poczuła wyższą konieczność obdarowania czymś Delicji. Niewiele myśląc zasiadła w kącie Deszczowego Domu i wyprodukowała, co następuje:




Najpierw meduzę, bo w tym roku nad Bałtykiem Jaśnie Panicz odławiał te stworzonka dziesiątkami (a może to była ciągle jedna i ta sama meduza?) i było to pierwsze stworzonko, jakie jej przyszło do głowy w związku z wakacjami. Meduza jest bawełniana, coby ją małe dziecię mogło ssać a mama prać do woli (w 40 st, można wirować), ma dużo kolorowych wpustasów dla małych rączek i jest lekko ciężkawa, bo ma w środku nieco kamuszków i można nią efektownie rzucać :) (albo kopać, jak zośkę).




A ponieważ Delicja pewnie jeszcze nie chwyta w rączki, a Jareckiej bardzo zależało, żeby już, natychmiast miała ona pożytek z jej prezentów, tedy jej wydziergała girlandę do patrzenia, o! W kolorach, na jakie podobno najbardziej lubią patrzeć niemowlaki, i które to ponoć najlepiej ćwiczą ich oczęta, czyli kolory podstawowe plus kombinacje czerni i bieli.
Wielką radość miała Jarecka z tej pracy i ma nadzieję, że ta radość dotrze też wraz z prezentami do Torunia. :)







No i niespodziewanie tak się morsko zrobiło w Deszczowym Domu...

P.S. Oglądacze wybaczą niechlujny kolaż? Jarecka się poduczy, obiecuje.


27.11.2012

Maszyna Do Utylizacji Kłębuszków, epizod 1

Resztki włóczek...
"Dar i przekleństwo"-jak mawia detektyw Monk.
Przekleństwo dla Jareckiego, na którego z każdej szafy wysypują się kłębki, dar- dla Jareckiej. Rzadko są to regularne motki ze sklepu, najczęściej włóczkami obdarowują Jarecką znajome panie, które z różnych powodów już ich nie potrzebują- bo nie maja zdrowia/ochoty/chętnych na wyroby. Czasem dostaje się Jareckiej taka scheda po kimś zmarłym, nawet zupełnie obcym, i są to dla Jareckiej cenne dary. Czasem to całe paczki włóczek, czasem pojedyncze motki.
Ale Jarecka najbardziej kocha te najmniejsze, nieznanego gatunku, w niezwykłym kolorze. Przechowuje nawet odrobiny, które trudno nazwać choćby kłębuszkiem.
Albo całe kule sprutych swetrów.
Jakim cudem jeszcze się te pokłady w Deszczowym Domu nie skończyły- nie wiadomo, albowiem Maszyna Do Utylizacji Kłębuszków pracuje pełną parą przez okrągły rok.
Maszyna ta w osobie Jareckiej zasiadła sobie tedy całkiem niedawno i zainspirowana tym, na co się napatrzyła w internecie, a zwłaszcza tym, zrobiła dwie poszewki.










Cóż to była za frajda! Jarecka obiecała sobie, że już wkrótce zrobi ich więcej! Wykończywszy zaś owe cudeńka aż po guziki i napełniwszy je poduszkami, schowała gotowe poduchy  głęboko do szafy i leżą tam sobie nie wadząc nikomu. Pozostawione bowiem w widocznym miejscu natychmiast stałyby się budulcem dla wszelkich domków, namiotów, ramp, i nie wiadomo czego jeszcze, ponadto Jarecka daje głowę, że Czwórka powodowana wewnętrznym przymusem natychmiast rozpięłaby guziczki, wyłuskała poduszeczki, i- tu kończy się wyobraźnia mamy, ale córki-nie!







Tematem na osobny post są etykiety z wyrobów pasmanteryjnych, które przeleżały w czyjejś szafie parę dekad. Te szare, stemplowane... Jarecka odkłada je nabożnie marząc, że kiedyś znajdzie dla nich odpowiednią oprawę i eksponowane miejsce w Deszczowym Domu- czym niechybnie zasłuży sobie na niemiłosierne drwiny Jareckiego :) Ale co tam!


25.11.2012

O zupełnie wyjątkowym Misiu

W Deszczowym Domu misiów nie brakuje, co to to nie.

Jednak jest jeden Miś wyjątkowy. Niepozorny, malutki, wyprzytulany. Dzielny Miś, nasz Miś bohater.
Tadzik.

Tadzik przyszedł na świat w szpitalu na Karowej, gdy Jarecka na Oddziale Patologii Ciąży w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości oczekiwała nie wiadomo na co, bo do wyboru było wiele opcji.Czekając zrobiła serwetę. Obrus. Przeczytała kilka tomów Bunscha. Przemyślała całe swoje życie od początku. Obejrzała kilka sezonów różnych seriali. I wydziergała Misia.
Wreszcie nastąpił finał i urodziła się Czwórka. Przyszła na świat przedwcześnie i spędziła w szpitalu kolejne cztery miesiące, a mały Miś towarzyszył jej wszędzie.
Najpierw wisiał na stojaku na kroplówki- na OIOMie, potem na Patologii Noworodków. I właśnie na tym oddziale któregoś dnia Jarecka zastała Tadzika siedzącego w inkubatorze (a nie jest powszechną praktyką upychanie zabawek do inkubatorów! -tym cieplej się zrobiło Jareckiej na sercu...). Wciśnięty w kąt pocieszał na pewno często płaczącą Czwórkę...

 Po opuszczeniu inkubatora nie rozstawali się także w szpitalnym łóżeczku-korytku.





A ponieważ zabawki w Deszczowym Domu żyją swoim życiem, Tadzik po wyjściu ze szpitala napisał pamiętnik, który dzieci Jareckie uwielbiały!  Zdaje się, że go nie skończył, ale czy to ważne, skoro Jarecka nigdy nie mogła doczytać do końca- przeszkadzała jej w czytaniu wielka klucha rosnąca w gardle z każdym słowem. A przecież mogłaby czytać spokojnie, bo historia na pewno skończyła się dobrze, jak ta prawdziwa.

Minęły dwa lata

Dziękujemy Tadziku!
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Misia!

24.11.2012

Kula na start!

Tydzień Jareckiej jest jak droga po równi pochyłej.
A miejscem, w którym tocząca się przez tydzień kula (imaginuj sobie, człowieku) rozbija się z hukiem jest piątkowy wieczór.
Jarecka ma za sobą ponad siedem godzin pracy- pracy, która jej nie inspiruje, męczy i nudzi a któż zgadnie co gorsze? Wtacza się do Domu jako ta kula właśnie, razem z nią zmęczone dzieci, zaraz potem zmęczony mąż i przed nimi najgorsze godziny tygodnia, zanim dziatwa rozlokuje się po łóżkach a dorośli ułożą swoje zewłoki w jakimkolwiek spokojnym miejscu.

Ale nazajutrz Jareccy otwierają oczy już u szczytu nowej, łagodnie opadającej ścieżki.
I tak zaczyna się sobota-

-od kawy, którą Jarecki podaje do łóżka :)
Być może dla nawykłych do luksusu ma jakieś znaczenie fakt, że łóżko to prócz Jareckiej kryje już w sobie o tej porze kilka par mniejszych i większych kończyn, jakieś przytulanki, jedzenie i inne niespodzianki, i być może kto inny rzuciłby kapciem w Jaśnie Panicza, który o siódmej rano wkracza do sypialni i bez wstępów zaczyna swój monolog na Bardzo Ważne Tematy (na przykład, co to wczoraj było w Master Chef Junior...)- ale nie Jareccy.

I tak, nieśpiesznie i bezszelestnie kula wyrusza znów w swoją drogę...

23.11.2012

Kiedy koty harcują

Doczołgawszy się do drzwi mieszkania (bo w ten właśnie sposób Jarecka wraca z pracy), Jarecka zdziwionym uchem wyłowiła odgłosy karczemnej imprezy. Dochodziły z jej własnego domu!
I otóż jej oczom ukazała się taka oto wesoła scenka rodzajowa:

Przytulas zaprosił znajomych ze SPA ! (choć Jarecka dałaby głowę, że raczej z wojska).

Towarzystwo zachowywało się głośno i beztrosko, popijało wodę z sokiem i generalnie nie przejmowało się powrotem gospodyni. Ten z prawej, ten w pasiastym t-shircie wydał się Jareckiej znajomy, i słusznie się wydał, bo okazało się, że to nikt inny a Grigorij z "Czterech pancernych"! Oczyma wyobraźni zobaczyła Jarecka wąsy na rubasznej gębusi i wszystko stało się jasne.

Podczas gdy imprezka trwała w najlepsze Jarecka obdzwoniła znajomych z pytaniem, czy nie chcą kotka, i na szczęście chętni się znaleźli. Uff.
Dopiero wieczorem okazało się, że to nie koniec kłopotów, bo Przytulas miał w zanadrzu jeszcze taką niespodziankę... Zaprosił sobie na kolację jakąś baletnicę.

Zdrajca Przytulas! A jeszcze w wakacje umawiał się na truskawki z pewną wesołą syjameczką...

Na widok tej różowej Loli nawet Jarecki się rozmaślił, więc Jarecka jeszcze intensywniej zrobiła użytek z telefonu i nim dzień dobiegł końca znalazła kotce dobry dom z dala od Zaogonia. Niestety, było już późno i trzeba było baletnicę przenocować. W łóżeczku dla lalek.

Ludzie! Gdzie jeszcze do marca?!

20.11.2012

O klątwie, co wisi nad Jarecką

Od chwili, gdy Jarecka otworzyła dziś jedno zaspane oko, towarzyszyła jej niemiła świadomość, że już się zaczęło.
Nad Jarecką bowiem wisi klątwa.
Daje o sobie znać jak tylko w hipermarketach (w których Jarecka nie bywa bo się boi) zabrzmią kolędy- ale żebyż już wtedy!
Nie!
Dopiero w połowie grudnia wszyscy przemili znajomi i znajomi znajomych zaczną się do Jareckiej uśmiechać z prośbą o TO. A Jarecka nie odmówi, bo lubi znajomych i ich znajomych i lubi zasilać domowy budżet a już przed Świętami to w ogóle.
I tak odkąd sięgnie pamięcią do wczesnych lat licealnych, każde Święta Bożego Narodzenia były TYM podtrute.
Najpierw Jarecka przez kilka lat obiecywała sobie, że zacznie produkcję już latem i gdy nadejdzie grudzień będzie wyciągać z szafy gotowe cuda wprost w wyciągnięte radośnie łapki kupców. Nie była jednak zdziwiona faktem, że zawsze latem miała ciekawsze albo pilniejsze zajęcia i zima witała ją zupełnie nieprzygotowaną.
Wobec tego, w zeszłym roku, trzasnąwszy sztuk trzydzieści i jeszcze parę obiecała sobie, że to koniec, że już nigdy i dajcie WY mi wszyscy święty spokój!

Tak więc gdy Jarecka otworzyła dziś zaspane oko, jedno, potem drugie, gdy docuciła, wyubierała, nakarmiła i porozwoziła a po powrocie nawet pozaścielała, uprzątnęła i byłażby pora żeby cokolwiek zjeść-
- udała się do spiżarni.

Bynajmniej nie po jedzenie, którego w spiżarni Jareckich akurat najmniej, lecz po małe żarówki.

Żarówki wraziła w butelki.

Jeszcze tajemnicza mikstura...


...i już te potwory, te Meduzy, te te te... Harpie przebrzydłe można uformować.

Wysuszyć, zapakować i wynieść z domu, czym prędzej.





A potem naszła Jarecką taka refleksja, że na własną choinkę ma tylko jednego aniołka, w dodatku w kolorze śliwki, więc może by tak jeszcze dla siebie...



18.11.2012

Welcome home!

W domu Jareckich wielka radość- ze swoich wakacji powróciły ukochane przytulanki! Jarecka wysłała je w tę podróż osobiście, w miękko wyściełanej kuszetce (a raczej koszetce :))

Żyrafka Małgosia- bardzo rozsądna dziewczyna, miała za zadanie mieć oko na Kota Przytulasa, bo ten z kolei bywa lekkomyślny i ma talent do pakowania się w kłopoty. No i wszędzie przygrucha sobie jakichś szemranych kolesi... Ale o tym innym razem.
 Zwierzaki zostały dobrze zaopatrzone na drogę, ale co one tam na tych wczasach wyjadały- nie wiadomo, bo zdrowy prowiant przygotowany przez Jarecką wrócił nietknięty...



Małgosia należy do Trójki, została wykonana na jej wyraźne życzenie (""Żyrafkę. Różową") i od tamtej pory są nierozłączne. Trójka zgodziła się na urlop Żyrafy pod warunkiem, że ta coś jej przywiezie, i szczęście, że w chwili powrotu zwierzaków Jarecka miała w torebce czekoladę, bo gapy oczywiście zapomniały o prezentach! 
Przytulas zaś jest własnością Dwójki i również powstał na jej życzenie, z tą różnicą, że Dwójka nijak nie mogła się zdecydować na kolor, w końcu więc Jarecka wzięła sprawy w swoje ręce, uśredniła życzenia córki i jest jaki jest. Wzór na takiego kota dostała Jarecka od całkiem obcego mężczyzny! Tutaj
A nad żyrafą biedziła się sama.
I to kolejni mieszkańcy Deszczowego Domu. 

P.S. Tak się złożyło, że w tym samym czasie gdy Zwierzątka bawiły u wód, Jareccy wyjechali na weekend, zostawiwszy dziatki pod opieką Cioci Wlepki. Po powrocie stęskniona macierz całuje córki na dobranoc i słodkim głosem wypytuje:
-No jak tam było z ciocią?- pyta Trójeczkę.
-Tęskniłam...-buzia  Trójki przybiera kształt podkówki a serce mamy wzbiera wzruszeniem-...za Żyrafą...

Ot, co.

Tytułem wstępu

Za górami, za lasami,
w cieniu Metropolii,
na dalekim Zaogoniu
W Deszczowym Domu
żyje sobie rodzina Jareckich- Jarecki-mąż przez duże M, Jarecka-czyli pisząca te słowa,
 i czwórka ich potomstwa:
(in order of appearance):
-Jaśnie Panicz, lat 8, chmurny, chronicznie niezadowolony i chorobliwie ambitny,
-Dwójka, lat 6, wrażliwa, nieśmiała i niebywale inteligentna emocjonalnie,
-Trójka, lat 4, mała filozofka, wielbicielka dżemu i koloru różowego,
-Czwórka, lat 2, gabarytów roczniaka a silne toto i żarłoczne jak stonka.

I czemuż służy ta prezentacja?
Po pierwsze, by uczynić zadość dobrym obyczajom,
po wtóre-
-Jareckiej marzył się blog robótkowy z prawdziwego zdarzenia, z pięknymi zdjęciami i klarownymi tutorialami, ale wobec powyższych danych, rozumiesz, Nieznany Czytelniku, że może być różnie.
Że chęci, pomysły i turboszydełko mogą nie wystarczyć.

Co z tego wyjdzie- się zobaczy :)


Narracja będzie trzecioosobowa. Potrzebuję tego dystansu pomiędzy mną-osobą z imieniem , nazwiskiem, peselem i własną historią od postaci wykreowanej dla bezmiaru i bezczasu internetu. Niemniej, wszystko, co przydarzyło się Jareckiej przydarzyło się i mnie.
 Deszczowy Dom istnieje :)

Zapraszam
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...